Mamusiu, a gdzie w tym roku będzie nasz Wakacyjny Domek?

Ożeż w mordę! Znaczy się – ten, no… Jasny gwint!
WAKACYJNY DOMEK! Cholera jasna – zapomniałam!

Pytanie zadało moje dziecko. Dokładniej mówiąc: córka. Pierworodna.
W momencie, gdy pytanie padło (czerwiec 2016), pierworodna miała już ukończone 5 lat, co wpłynęło niewątpliwie na przenikliwość i celowość rzeczonego. To już nie ten mały brzdąc, biorący z ufnością, co życie – i rodzice – przyniosą. To rezolutna, znająca kolej rzeczy, inteligentna osóbka, która dokładnie wie, że gdy zbliża się lato, nadchodzi też pora wakacji. A co za tym idzie: wyprawy do Wakacyjnego Domku. Nieważne, że za każdym razem domek jest inny. Ważne, że zawsze tradycyjnie otrzymuje tę samą nazwę, znaną mojej starszej córce od dawien dawna. Gorzej, gdy jego zaistnienie w danym roku jest mocno niepewne, a wręcz jest duża szansa, że pozostanie w sferze marzeń, bo… Powiedzmy to wprost: bo wyrodna matka się zagapiła i nie zarezerwowała ŻADNEGO miejsca na tegoroczne wakacje, a po uświadomieniu sobie tego – jakże karygodnego – błędu, nie bardzo udaje jej się wspomniany błąd naprawić. A miejsc na lipiec lub sierpień – jak Polska długa i szeroka – już po prostu nie ma. NIE MA!
Nie, no – jakby się uprzeć, zagryźć zęby i postanowić spędzić wakacje w jakimś plastikowym nadmorskim molochu z tysiącem innych wakacjujących molochowych gości… Aaaa! Ratunku! Wertuję sieć, dzwonię w każde wzbudzające zainteresowanie miejsce…
Czego szukam? Odskoczni. Miejsca z klimatem niebanalnym i sielskim jednocześnie, koniecznie w otoczeniu przyrody. Miejsca emanującego kameralną atmosferą i ściągającego w swoje podwoje ludzi, z którymi chce się rozmawiać i rozmawiać. Miejsca, w którym dzieci ze znudzonych kolorowymi, plastikowymi zabawkami przedszkolaków, zamieniają się w poszukiwaczy przygód i odkrywców niezbadanych lądów. Miejsca, w którym nagle wychodzi na jaw fakt, że żaby, zanim staną się żabami, najpierw mają ogonki, a konie i kozy, to prawdziwe zwierzęta, a nie tylko obrazki w kolorowych książeczkach. Po kolejnym telefonie do wyglądającego obiecująco (sądząc po zdjęciach zamieszczonych na stronie internetowej) miejsca, zaczynam wątpić. Nawaliłam.
Trzeba spojrzeć prawdzie w oczy. Jedna wielka kicha… No, nic – nie ma co lamentować. Tu trzeba myśleć!

Jak uratować tegoroczne wakacje? Gdzie pojechać, jak znaleźć miejsce, w którym ja i dwie moje córy będziemy się czuły jak w Wakacyjnym Domku? Podobne do zeszłorocznej „Sielskiej Chaty” nad jeziorem Łebsko, czy zimowej „Niemczukówki” w Wetlinie, albo przywodzące na myśl weekend spędzony dwa tygodnie temu u Ani i Pawełka w Konstancinie… W Konstancinie?

I wtedy w mojej głowie zaczął kiełkować diabelski plan, który z początku starałam się samej sobie wyperswadować: nie, no – to chyba lekka przesada. Wakacje raptem 15 minut od naszego mieszkania na Sadybie? Takie trochę oszustwo, co? Ale przed oczami stanęły mi rozradowane buźki moich dziewczyn podczas ostatniej wizyty u nich. Ciocia Ania w magiczny sposób zamieniła pomarańczowy, gumowy ponton w fantazyjny mini-basen. Śliwa, którą wiatr podczas burzy złamał w pół i położył na ziemi, stała się torem przeszkód i szansą na zdobycie sprawności drzewołaza w jednym. Posiłki w cieniu zielonego, rozłożystego orzecha, kąpiele w słońcu, zbieranie porzeczek… Normalnie raj na ziemi. Hmm.. Takie oszustwo chyba te moje dziewczyny przeżyją?
Szybko wybieram numer do Ani i dzielę się z nią swoim dzikim planem, sama nie mając przy tym pewności – czy pomysł jest dobry, czy wręcz przeciwnie…
– Jasne, nie ma sprawy. Ale super myśl! Przecież ten dom i tak ciągle stoi pusty.
– Ania – a może ja go od Was na ten czas po prostu wynajmę? Bo tak mi trochę głupio…
– A daj spokój! Zwariowałaś? Macie tam jechać i się dobrze bawić. Nie chcę nic słyszeć o jakimś płaceniu, czy wynajmowaniu!

To kiedy przyjeżdżacie?

***

Wakacje w Konstancinie okazały się być strzałem w dziesiątkę. Dziewczyny bawiły się rewelacyjnie. Zwiedziły dokładnie każdy kąt magicznego ogrodu, który otaczał stary domek, należący od trzech pokoleń do rodziny Pawełka. Zabawa z baseno-pontonem znów kilka razy wiodła prym, do tego sprzątanie w szopie i księżniczkowe pole namiotowe. Plus oczywiście wypady do pobliskich parków i innych podwarszawskich miejscowości oraz odwiedziny gości – w tym niezawodnej cioci Ani.

Ania – jak zawsze przygotowana – przywiozła ze sobą kolorowe szmatki, wstążeczki i inne niezbędne akcesoria, z których jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki powstały dwie przecudnej urody szmaciane ośmiorniczki…

kolaz_konstancin

Ach, ciociu Aniu! Ach – wujku Pawełku!

Dzięki Wam moje córeczki miały w tym roku genialne wakacje w super rewelacyjnym, bezkonkurencyjnym,
Wakacyjnym Domku w Konstancinie : )

***

Dom w Konstancinie w tej chwili czeka na nowego właściciela i szczerze mówiąc, gdybym miała możliwość, kupiłabym go – już! Natychmiast! Rozkosznie ciche i spokojne miejsce, z bujną winoroślą leniwie zaglądającą do okien, z przytulną, przeszkloną werandą… Normalnie cudo! Działka, tak przestronna i przemyślnie zaaranżowana, że charakterem niewiele odbiega od zielonych sadów, otaczających klimatyczne, gościnne domy mazurskie. Kontakt do właścicieli: sprzedamkonstancin@gmail.com

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *