Do Przechowalni Marzeń nie trafiłam przypadkiem. Od razu po przyjechaniu do Siedliska zaczerpnęłam informacji od niezawodnego wujka Google, pytając go o pobliskie miejsca, które warto odwiedzić. Wujek nie kazał długo czekać na odpowiedź. Przechowalnia Marzeń pojawiła się na jednej z pierwszych pozycji, z maksymalną ilością gwiazdek w ocenie. Po wejściu na pięknie zaprojektowaną stronę moją uwagę zwrócił napisany przez właścicieli wstęp, dedykowanych odwiedzającym stronę gościom:

Przechowalnia Marzeń to przede wszystkim Dom. Nasza przestrzeń z ogrodem w jabłoniowym sadzie. Bistro, miejsce które tętni śniadaniowym gwarem odwiedzających nas Gości. Oddajemy naszą przestrzeń tym, którzy zdecydują się nas odwiedzić. Z naszą pasją do prowadzenia rozmów na wszelkie tematy dotyczące życia […] W miejscu, gdzie czas płynie inaczej, tętno spowalnia, a oddech staje się czysty i głęboki. Tak, by chłonąć to, co sami czujemy w naszym domu. Spokój.

Muszę to sprawdzić, pomyślałam. Muszę się dowiedzieć, czy to, co piszą w taki otwarty, serdeczny sposób, jest prawdą, czy kolejną marketingową pułapką. Mam przesyt pułapek i niedosyt kontaktu z ludźmi otwartymi na siebie, na świat, na innych ludzi…
Zwłaszcza teraz, kiedy szukam oddechu, odpoczynku od niekończącej się gonitwy i przepełnionej obowiązkami codzienności.
Przechowalnia Marzeń. Sama nazwa kusi i wabi. Zdjęcia na stronie internetowej skutecznie utrwalają w głowie chęć planowanych odwiedzin. Na pewno tam pojadę – to jasne. Już nie dziś, bo i tak dosyć późno przybyłam do swojej kwatery w Siedlisku na Wygonie. Może jutro?

***

PRZECHOWALNIA MARZEŃ

Przed wyprawą do Przechowalni coś mnie tknęło, żeby sprawdzić godziny otwarcia bistro. Powinno być otwarte… tylko, że to wrzesień. Poza sezonem. Na dobrą sprawę możliwe, że po przyjechaniu pocałuję klamkę… Nie – niemożliwe. Na pewno jeszcze mnóstwo osób przyjeżdża do nich na popołudniową kawę albo domowe ciasto. Jadę!
„Przechowalnia Marzeń” jest jednym z domów postawionych na niewielkim wzniesieniu w niedalekim sąsiedztwie mikołajkowego portu. Domów w Osiedlu Na Górce jest całkiem sporo, ale Przechowalnia zdecydowanie wyróżnia się niespotykanym kolorem elewacji od frontu. Pomarańczowym. Na miejscu stwierdziłam z przykrością, że mój wieczny optymizm tym razem nie zostanie nagrodzony. Wiem, że dobrze trafiłam, nawet nie sprawdzając adresu. To tutaj, na pewno. Ale budynek od frontu jest zamknięty. Szukam bistro i ogrodu, przy którym bistro jest umiejscowione. Nurkuję w kamienną, zarośniętą krzewami ścieżkę, przytuloną do domu po jego prawej stronie. Schodzę w dół, licząc, że może drzwi od strony ogrodu będą stały otworem. Moim oczom ukazują dwa rozkoszne ogródeczki ziołowe, w których każda roślinka dumnie prezentuje swoją nazwę wypisaną odręcznie na białej, drewnianej tabliczce. Niechętnie odrywam wzrok od tych zielarskich dzieł sztuki, po to by uśmiechnąć się na widok ażurowej kopuły, którą tworzą nad dalszą częścią ogrodu piękne, rozłożyste korony starych jabłoni o malowniczo powykręcanych gałęziach. Na każdej z nich wesoło kołysze się maleńki, biały dzbanuszek z niebieską obwódką. Podejrzewam, że każdy, kto je dostrzega przypisuje im jakieś ważne zadanie, bo oprócz tego, że śliczne – wyglądają też niesłychanie profesjonalnie. Pod dachem z liści stoją stoły, krzesła, leżaki, ławy… jest nawet hamak. Wszystko to zaprasza do zasiądnięcia i cieszenia się niezwykłym klimatem tego spokojnego miejsca. Oszołomiona i zachwycona, choć równie zdeterminowana, szukam wzrokiem wejścia do faktycznego Bistro… choć na dobrą sprawę trudno stwierdzić, czy to ogród jest przedłużeniem zamkniętego w ścianach przybytku, czy odwrotnie.

przechowalnia_ogrod

Znajduję dwie pary drzwi – na bocznej ścianie domu i na wprost ogrodu. Jedne i drugie ani drgną. Ale ja już wiem, że łatwo się nie poddam. Wracam skąd przyszłam, pokonując po raz drugi kamienne schodki i znów zaglądam do domu od frontu, szukając jakiegoś dzwonka. Nagle za szybą werandy dostrzegam ciemnowłosą kobietę, która dojrzawszy mnie z miłym uśmiechem otwiera w końcu nieprzystępne dotąd podwoje.

– Bistro? Tak, jasne – zapraszam. Na chwilę zamknęłam, bo musiałam coś zrobić w innej części domu. Już otwieram.
I znów – kamienna ścieżka, zioła z imionami, jabłonie z dzbanuszkami i drzwi. Już otwarte! I pani – właściwie dziewczyna, bo na oko wygląda na niewiele starszą ode mnie – która zaprasza serdecznie i pyta, na co też w danej chwili mam ochotę. Jestem. Dotarłam do Przechowalni Marzeń. Nie do końca jeszcze wiem, jak to działa. Ale nie martwię się tym, bo Karolina – jak się przed chwilą przedstawiła – właśnie nakłada mi na talerzyk ostatni kawałek domowego brownie. Moim największym zmartwieniem jest teraz wybór jednego z kilkudziesięciu rodzajów herbat…
Chwilę później siedzę już na kanapie przy jednym ze stolików, rozmawiając w najlepsze z właścicielką Przechowalni i rozglądając się ukradkiem po niebanalnym, dopracowanym w każdym szczególe, a jednocześnie niezwykle swojskim i przytulnym wnętrzu. Stoliki i krzesła – choć urocze, każdy z innej parady. A jednocześnie pasują do wnętrza i do siebie nawzajem, jakby stworzone do tego miejsca. Na ścianach wiszą prace lokalnych artystów, w gablocie za moimi plecami stoją rzeźby i naczynia ceramiczne, również wystawione na sprzedaż. Na parapecie na wyciągnięcie ręki mam stos książek, z których w każdej chwili mogę wybrać coś dla siebie… ale nie teraz. Szkoda przerywać miłą rozmowę. Szkoda stracić możliwość poznania osoby, która stworzyła coś tak niezwykłego. Bo to, że Przechowalnia zwykła nie jest, czuje sie od razu. Po pewnej chwili podchodzi do nas, zagadanych, Marek – partner Karoliny. Współtwórca i współwłaściciel.
Rozmowa spokojnie toczy się dalej, a tematy pojawiają się same i mnożą jeden za drugim.
kolaz_przechowalnia_big

Tego dnia spędziłam na rozmowie z Karoliną i Markiem około 4 godzin. Kolejna godzina zeszła mi na przejrzeniu książek, obejrzeniu galerii i zwiedzaniu domu. Za przewodnika miałam Marka, który pracował wraz z ekipą przy budowie domu i sam projektował większość mebli i elementów wystroju wnętrz Przechowalni Marzeń. Słowo daję. Nie wiem, czy zdarzyło mi się kiedyś być w miejscu, w którym podobało mi się dosłownie WSZYSTKO. Spacer wśród czterech pokoi, z których każdy dostał swoje własne imię i charakter. Widok z ogromnego balkonu, ukazujący port w Mikołajkach. Strych, będący mieszkaniem właścicieli. Wszystko to razem tworzy niezwykłe miejsce, w którym każdy odwiedzający może przechować swoje marzenia. W maleńkich dzbanuszkach zawieszonych na leciwych jabłoniach wymarzonego ogrodu.

***

ŚNIADANIE POD JABŁONIAMI

Dwa dni później wróciłam na śniadanie w ogrodzie Przechowalni Marzeń. Stwierdziłam, że nie mogę odebrać sobie tej przyjemności – byłam pewna, że zostanę ugoszczona iście po królewsku. Nie myliłam się. Kuchnia, którą serwuje Przechowalnia Marzeń w swoim Bistro jest bardzo bliska moim upodobaniom kulinarnym.
przechowalnia_kolaz
Dodatkowo, jako uzupełnienie do potraw, w maleńkich miseczkach wystawione są domowe konfitury Karoliny i przepyszne pasty, idealnie pasujące do pieczonego w Przechowalni chleba. Jajecznica, omlet, pancakes, owsianka? Tutaj nie ma ograniczneń – mówisz, masz! Marek w roli kucharza jest niesamowity, bo widać, że gotowanie i dogadzanie gościom – nawet w najbardziej indywidualnych zachciankach – sprawia mu ogromną przyjemność. A gościom niewymowną przyjemność sprawia pochłanianie jego kulinarnej twórczości, przy jednoczesnym prześciganiu się w pochwałach słanych w kierunku uśmiechniętego szefa kuchni. Doprawdy – Ci, którzy odwiedzając Mikołajki nie decydują się choć raz odwiedzić śniadaniowego Bistro w Przechowalni Marzeń nawet nie wiedzą, ile tracą!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *